poniedziałek, 23 grudnia 2013

Pioruny

Pioruny. Niby powodują wiele złego, niby się ich nie lubi, ale pioruny odzwierciedlają to co dzieje się w naszym życiu. Z piorunami towarzyszy burza. Grzmoty i ciemność opanowują całe otoczenie. Pogrążamy się w mroku. Często obserwujemy pioruny. To tak samo jakbyśmy obserwowali nasze życie. Byli widzami, zamiast odgrywać główną rolę schowaliśmy się w cień, daleko w głęboki kąt. Wolimy się zamknąć w najgłębszej otchłani, najgłębszym zakątku naszych najskrytszych pragnień, marzeń. Tam staramy się zapomnieć o otaczającym nas świecie. Zagłębiamy się w przeszłości, zapominając,o teraźniejszości. Nie chcemy pamiętać o chwili, ponieważ, wolimy cierpieć. Na siłę przypominamy sobie te wszystkie złe chwile, wspominamy to jak bardzo czuliśmy się skrzywdzeni. Zamiast od tego uciec zatracamy się w tym. Nie ma dla nas ratunku...

Zapukałam uśmiechnięta do drzwi. Otworzyła mi je bardzo miła kobieta. Weszłam dalej i pobiegłam na górę po schodach. Weszłam do pokoju, tego pokoju gdzie wszystko się zaczęło. Dotknęłam klamki i weszłam nie myśląc o konsekwencjach tego czynu. Za drzwiami stał on i ona. Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy, zamiast niego pojawiły się łzy. Co mogłam zrobić? Uciekłam. Zbiegłam z powrotem na dół. Wybiegłam z jego domu. Za sobą usłyszałam głos. Jego głos, który krzyczał moje imię, nie odwracałam się, biegłam dalej, ale w pewnej chwili poczułam jak ktoś dotyka mojej ręki. Odwróciłam się i patrzyłam prosto w jego błękitne oczy. Próbował mi wyjaśniać, ale ja nie potrafiłam słuchać. W końcu wyswobodziłam się. Biegłam dalej przed siebie. Zatrzymałam się na łące. Upadłam na trawie i zaczęłam płakać. Zwinęłam się w kłębek. Otaczały mnie drzewa i głucha cicha, która wydawała się moim najlepszym przyjacielem w tamtym momencie. Siedziałam tak przez długi czas opierając się o pień drzewa. Wszystko co dotychczas miałam znikłam, nie było już nas, nie było już mnie i jego, od tamtej chwili zostałam już tylko ja...

Ukradłeś miłość, którą uratowałam dla siebie
I obserwowałam jak dajesz ją komuś innemu,
Ale tych blizn, już nie mogę ukryć,
Znalazłam światło, które zamykasz wewnątrz,
Nie możesz mnie pokochać, jeżeli już próbowałeś”

Od tamtej pory minęło już rok. Myślałam, że go nienawidzę, myślałam, że już wszystko między nami jest skończone, ale niestety myliłam się. Miłość jest jak bumerang. Pewnego razu go wyrzucimy, a on nie wraca. Na początku go nam brakuje, ale później zapominamy, ale jak pewnego razu wyjdziemy na tą samą polanę, wszystkie wspomnienia wrócą. Będziesz przechodziła koło tamtego miejsca i znajdziesz go. Będzie zakurzony, brudny i stary, ale i tak weźmiesz go z powrotem, ze względu na wspomnienia. Od tamtego dnia starałam się funkcjonować normalnie. Na początku to mi wychodziło, ale zawsze wspomnienia wracały. W końcu przestały wracać. Przez długi czas myślałam, że wszystko między nami jest skończone, ale potem każdy jego gest, każdy jego ruch, każdy jego uśmiech przyprawiały mnie o zawrót głowy. Stało się coś czego bardzo nie chciałam. Na nowo się w nim zakochałam. Próbowałam ze wszystkich sił spróbować się odkochać, ale nie potrafiłam. Zawładnął całym moim umysłem, wszędzie widziała tylko jego. Tak strasznie tego nie chciałam. Gdy przechodziłam koło jego domu, zatrzymałam się. Był taki sam jak rok temu. Nic się tu nie zmieniło. Zamknęłam oczy. Wszystko powróciło. Lepszy jak i te gorsze chwile. Byłam tam ja i on. Uśmiechnięci, cieszący się życiem, ale za chwilę pojawiła się kłótnia. Poczułam jak łzy lecą mi po policzkach. Otworzyłam oczy. Ręką otarłam łzy i poszłam dalej. Nie chciałam tam już wracać. Nigdy patrzenie w przeszłość nie było dla mnie miłe. Każdy mój przyjaciel mówił mi po co to roztrząsam, w końcu mnie zranił. Przy nich udawałam, że jest dla mnie nikim, zerem, które się zabawiło moimi uczuciami, ale rzeczywistość była inna. Udawałam silną, ale taka nie byłam. Przy wszystkich byłam uśmiechnięta, ale gdy nikt nie widział, to płakałam, czasami po kilka godzin. Każdy myślał, że jestem szczęśliwa, ale taka nie byłam. Szczęśliwa to ja byłam z nim, ale już nie jestem. Starałam się jak najdalej odrzucać myśl o tym, że go nadal kocham. Starałam się ukryć to gdzieś w moim sercu, i zamknąć. Gdy przechodziłam koło niego wszystkie wspomnienia wracały, ale musiałam być silna chociaż nie chciałam. Gdy pewnego razu chciałam podejść i powiedzieć mu o wszystkim, zobaczyłam go, ale nie był sam. Był z nią. Uśmiechnięci i tak jakby szczęśliwi. Wtedy byłam zdania, że miłość sama zniknie, że zamknięcie jej już mi nie będzie potrzebne, ale niestety. Jeden jego uśmiech i wszystko znowu powróciło, chociaż nie powinno. To nie my dyktujemy warunki tylko nasze serce.
A co ci serce mówi?
- Dlaczego mam słuchać serca?- zapytał oburzony.
- Bo nie uciszysz go nigdy. I nawet gdybyś udawał, że nie słyszysz, o czym mówi, nadal będzie biło w twojej piersi i nie przestanie powtarzać ci tego, co myśli o życiu i świecie
Wcale nie jestem silna, jestem słaba, delikatna jak porcelana. Bardzo łatwo mnie zranić. Praktycznie nikt o tym nie wie, ale ja nie chce by ktoś wiedział. Przez niego stałam się wrakiem człowieka. Nie potrafiłam się pozbierać przez długi okres czasu. Potrafiłam nic nie jeść, do nikogo się nie odzywać. Nikt nie widział tego jak mnie zniszczył. Moi rodzice zauważyli, że przestałam jeść. Na siłę „wpychali” we mnie jedzenie. Oczywiście jadłam wszystko, ale potem zamykałam się w łazience i chyba wiadomo co się działo. Popadłam w bulimię. Nikt o tym nie wiedział. Nie chciałam by ktokolwiek o tym się dowiedział. Byłam nieotwartą księgą, która na każdej stronie skrywała nową tajemnicę. Do pewnego czasu udało mi się ukrywać moją bulimię, ale do pewnego czasu. Byłam wtedy w szkole. Mieliśmy wf. Graliśmy w siatkówkę, którą tak strasznie kochałam. W pewnej chwili zasłabłam. Upadłam na podłogę. Koło mnie od razu pojawili się wszyscy. Patrzyłam na nimi przymglonymi oczyma. Pamiętam jak ktoś coś do mnie mówił, ale ja już nic nie słyszałam. Powoli zaczynałam tracić jaką kol wiek świadomość tego co się dzieje wokół mnie. Ostatni raz spojrzałam na wszystkich i zamknęłam oczy. Obudziłam się w jakimś innym świecie. Coraz bardziej zbliżałam się do światła, które było tam w oddali. Byłam coraz bliżej drzwi i gdy już wyciągnęłam rękę by je otworzyć wszystko znikło. Byłam w czarnym pomieszczeniu gdzie jedynym oświetleniem była lampa, która stała na małym okrągłym stoliku. Usiadłam koło tego stolika. Nogi podkuliłam do brody i czekałam na to co się wydarzy. Wtedy otworzyłam oczy. Byłam w białym pomieszczeniu. Byłam podpięta do miliona małych kabelków. Otaczały mnie osoby w różnym wieku w białych fartuchach. Domyśliłam się, że jestem w szpitalu. Chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam. Lekarze mówili, że w moim stanie to normalne. Na krzesłach koło mnie siedzieli moi rodzice. Na to wspomnienie łzy momentalnie popłynęły mi po policzku. Szybko je otarłam. Ludzie nie wierzą w śmierć kliniczną, ja też nie wierzyłam, póki sama jej nie doświadczyłam. Umarłam. Gdy już miałam być na tamtym świecie coś pociągnęło mnie w dół. Byłam już martwa, ale przeżyłam, ale dlaczego? Przez niego znalazłam się w tym szpitalu. Przez niego prawie nie umarłam. Doprowadził mnie do takiego stanu, w którym nigdy nie chciałam być. Doprowadził mnie do uzależnienia od niego samego. W ogóle co to znaczy miłość? To relacja pomiędzy dwojgiem ludzi budująca się na zaufaniu, to piękne uczucie odwzajemnienie przez obie strony, to 2 dusze połączone w jedną całość, bo bez siebie nic nie znaczą. Tak zawsze definiowałam miłość, ale teraz wiele się zmieniło bo przede wszystkim miłość to pasma nieszczęść, gdzie idziemy i upadamy, i gdy myślimy, że upadliśmy na samo dno, to ta miłość przyjdzie i będzie nas próbowała uratować, chociaż, nie wiem jak bardzo byśmy się jej wypierali ona będzie w naszych sercach. Każde zdarzenie uczy człowieka. Mnie zdrada nauczyła tego, że nie wszystko jest usłane różami, że wystarczy jeden ruch i wszystko może się posypać drobny mak. Bulimia nauczyła mnie tego, że gdy jesteśmy na skraju rozpaczy nigdy nie powinniśmy przestawać walczyć bo wszystko może skończyć
się inaczej, a kliniczna śmierć nauczyła mnie starania się cieszyć każdą chwilą, nie tylko tą dobrą, ale również tą złą.

Nie wiem na czym stoję
będąc gdzieś na uboczu
zmęczona ciągłym czekaniem

Czekam tu, w kolejce
z nadzieją że jeszcze znajdę
to co tak ścigam


Bo wszystko nie dzieje się po nic. Każde wydarzenie ma nam dać pewien morał życiowy. Każdy z nas ma taką własną księgę gdzie każde wydarzenie piszemy my. Mimo wiele przeciwności losu, to my jesteśmy autorami, a nie ktoś inny. Każdy z nas ma własne życie. Każdy z nas na wszelkie sposoby próbuje to życie doskonalić, ale te doskonałości czasami są naszymi największymi wadami. Każdy próbuje te wady zakryć niewidzialną chustą, ale w końcu te wady same wychodzą. Nie jesteśmy w stanie określić tylko kiedy. 

niedziela, 15 grudnia 2013

Żyjmy Chwilą


W życiu bywają takie chwile, kiedy nie wiemy o co chodzi. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, czym jest rzeczywistość, nie potrafimy zrozumieć, czemu coś się dzieje. Próbujemy ukryć się za maską zwaną rzeczywistością, tylko po to by nie zostać zranionym, ale los ma dla nas własny teatr, w którym główną rolę gramy właśnie my...

Obudziłam się jak co dzień rano, ale dzisiaj nie był to zwykły dzień. Dzisiaj mijają 4 lata od kąt jesteśmy razem. Z Joshem łączy mnie niepowtarzalna więź, której nie chce przerwać ani nigdy zakończyć. Jest dla mnie kimś wyjątkowym, kto mnie zawsze rozumie i pomoże. Wstałam z łóżka. Założyłam na siebie szlafrok, który leżał na fotelu i zeszłam na dół do kuchni. Włączyłam czajnik, wzięłam kubek, wsypałam do niego kawy, zalałam wodą i rozkoszowałam się zapachem gorącej cieczy. Usiadłam na kanapie w salonie. Z szafki wyciągnęłam album ze zdjęciami i zaczęłam je przeglądać. Byłam tam ja z Joshem, uśmiechnięci, cieszący się życiem, żyjący chwilą, nie patrzący w przyszłość, zakochani tylko w sobie. Odłożyłam album i dopiłam kawę. Poszłam na górę się przebrać. Założyłam brązowe rurki i do tego mój ukochany, miętowy sweter. Uwielbia jak w nim chodzę. Do tego założyłam srebrny naszyjnik z zawieszką w kształcie serca. Z tyłu były wygrawerowane nasze inicjały. Mimowolnie uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Zeszłam z powrotem na dół. Założyłam buty, płaszcz i szalik. Wzięłam torebkę z wieszaka i zamknęłam na klucz drzwi od mojego mieszkania. Wyszłam zewnątrz. Była piękna jesień. Promienie słońce ogrzewały mnie od środka, a lekki wiaterek otulał moje ciało. Wstąpiłam do pobliskiej kwiaciarni i kupiłam biało-różowe róże. Te same jakie wręczył mi na naszej pierwszej randce. Wreszcie dotarłam do swojego celu. Otwarłam furtkę, która cicho zaskrzypiała. Podążyłam ścieżką prowadzącą mnie do mojego ukochanego. Wreszcie dotarłam do marmurowego pomnika, na którym widniał napis:
Josh Evans ur. 17 maja 1989 zm. 19 listopada 2012
Nie spoglądajmy na to co było, ani na to co będzie. Bo życie jest zbyt krótkie na zadręczanie się pytaniami o przeszłość i przyszłość. Żyjmy chwilą, bo teraźniejszość jest najważniejsza”

Położyłam kwiaty na jego nagrobku, na którym widniało jego uśmiechnięte zdjęcie. Właśnie wtedy nie przejmował się niczym i żył chwilą. Tą chwilą dzielił się ze mną. Nie potrzebowałam niczego do szczęścia bo to on był moim szczęściem. Nie widziałam świata poza nim i nadal nie widzę. Pamiętam tamten dzień dokładnie.

Świeciło słońce tak jak dzisiaj. Niebo było błękitne, bez żadnej skazy. Był on i ja, i nikt więcej. Cieszyliśmy się sobą, nie zważaliśmy na nic. Wtedy była nasz 3 rocznica. Po południu powiedział, że musi coś załatwić, i że wróci wieczorem. Ja szczęśliwa, że jest przy mnie od rana szykowałam się co założę na wieczór. Byłam ubrana w błękitną sukienkę, dokładnie taką samą jak jego oczy. Piękne i roześmiane. O 17 dostałam sms-a, że do 15 minut będzie. Minęło 15 minut, 30, godzina i nic. Czekałam i czekałam. W końcu dostałam telefon -Pani Madison Tyler? Pan Josh Evans miał wypadek. W drodze do szpitala doznał dużego krwotoku. Zmarł- i wtedy cały mój świat się zawalił. Upuściłam telefon, a sama osunęłam się po ścianie na podłodze. Osoba najważniejsza w moim życiu, którą kochałam jak nikogo innego, która była mi jedyna zmarła. Zostawiła mnie samą, ze wszystkim, ze sobą, bez niego. Bez niego byłam jak kwiat bez płatków, roślina bez słońca, człowiek bez powietrza. To on był moimi płatkami, które na co dzień mnie przyozdabiały, to on był moim słońcem, które rozświetlało mi dzień, to on był moim powietrzem, bez którego nie potrafiłam funkcjonować, ale musiałam być silna, nie dla siebie lecz dla niego. Dla niego wtedy walczyłam, walczyłam sama ze sobą, ze swoim życiem bez niego.

Nigdy nie próbowałam zapełnić pustki w moim sercu, która panowała bez niego. On zawsze, był, jest i będzie dla mnie najważniejszy. Każda chwila spędzona z nim była cenniejsza dla mnie niż złoto, każdy jego uśmiech odzwierciedlał to jakim był człowiekiem. Cudownym, pomagającym innym, kochającym i szczerym. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Na to wspomnienie łzy zaczęły lecieć mi z oczu. Szybko je otarłam. Nie lubił patrzeć gdy płaczę. Poczułam lekki powiew wiatru na mojej szyi. Czułam jego obecność, że jest obok mnie. Pożegnałam się z nim i udałam do parku. Usiadłam na naszej ławce, na której były wygrawerowane nasze inicjały. To tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy, to w tym miejscu wszystko się zaczęło. Z klonu, który stał kawałek za ławką zaczęły spadać liście. Z pomocą wiatru ułożyły się w kształt serca. Teraz czułam to wyraźnie, a mianowicie jego bliskość. Przez chwilę zobaczyłam go, stojącego na de mną, uśmiechającego się w moją stronę szeroko. Takiego jakiego go zapamiętałam. Uśmiechniętego. I tym razem zaczęły spływać po moich policzkach łzy, ale tym razem ich nie otarłam. Pozwoliłam im spływać. Nie były one smutne. Były one oznaką tęsknoty, jaką mu okazywałam. Dzięki niemu zaczął się nowy etap w moim życiu, mianowicie etap, w którym nie przejmowałam się opinią ludzi, nie przejmowałam się tym co mnie otacza, nie patrzyłam w dół, ani w górę, tylko cały czas prosto, przed siebie. Miałam swoje marzenia i swoje idee. Dążyłam do tego by je realizować. I tak mi się udawało. Przy nim niemożliwe stawało się możliwe, pochmurny dzień zamieniał się w słońce, każdy podły nastrój zmieniał się w radość, spowodowana jednym uśmiechem. To dzięki niemu nauczyłam się zakochiwać w najbardziej prostych rzeczach. Wstałam z ławki i przeszłam się jeszcze jedną z alejek. To właśnie ona kryła w sobie taką magię, którą próbowałam, za każdym razem jak tu byłam odkryć, ale nigdy mi się to nie udało. To miejsce już na zawsze pozostanie dla mnie magiczne i wspaniałe, bo to tutaj usłyszałam te dwa piękne słowa, a mianowicie Kocham Cię

Bo nie jest ważne co było lub co będzie tylko to co dzieję się teraz. Ludzie bardzo często przejmują się przyszłością, tym co będzie, a los ustawia tak nasze życie, że w najmniej odpowiednim momencie doznajemy przełomu, który zmienia nasze życie. Dbając i przyszłość, zaniedbujemy teraźniejszość i zapominamy o tym co się w tej teraźniejszości dzieje. Zapominamy o tym co jest dla nas ważne. Za często spoglądamy wstecz i wypominamy sobie to co było, ale czy to jest dobre rozwiązanie? Przypominając sobie złe przeżycia, przekładamy je na czas teraźniejszy, w którym mogą one przybrać jeszcze gorsze skutki. Wcale nie jesteśmy marionetkami, którymi steruje los, ani aktorami, którzy uczą się roli na pamięć. Sami w odpowiednim momencie możemy zerwać nić, zaimprowizować, ale do tego potrzeba ogromnej odwagi i siły. Każdy z nas posiada w sobie taka odwagę i siłę, tylko w porę musimy ją dostrzec. Bo to my jesteśmy panami naszego życia i wszyscy bez wyjątków JESTEŚMY ZWYCIĘZCAMI...

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Na zakończenie dnia

"To nie w gwiazdach leży nasze przeznaczenie, lecz w nas samych"- William Shakespeare
To zdanie jest dla mnie bardzo ważne, ponieważ ono udowadnia mi, że nie jestem całkowicie zależna od losu. Wszystko zależy o de mnie. Wszystko co się wydarzy może mieć zupełnie inny przebieg zdarzenia, nie przez los, tylko właśnie przez nas samych. Dzięki tym słowom możemy wierzyć w to, że wszystko, może przybrać jeszcze inne barwy. Każda chwila, każdy moment może ulec zmianie, ale to my musimy zaangażować się w tą zmianę, to w nas leży nasze przeznaczenie.

Znowu ja

Niektórzy z was mogą się zastanawiać nad tym czemu wygląd tego bloga jest taki tajemniczy, nic nie wyrażający, z tytułem w tle IMPOSSIBLE. Po prostu życie jest niemożliwe i to chce pokazać przez tego bloga, że wszystko się zmienia i temu wszystko jest takie inne. Zamieściłam wam przed chwilą swoje opowiadanie o tytule "Anioł". Jak chcecie to dodajcie pod nim komentarz, wybór należy do was :)

Anioł

10 września 2013
Dlaczego to tak bardzo boli? Każdy jego ruch, każdy gest i uśmiech. Niby wszystko między nami skończone, ale trudno jest zapomnieć. Wiesz co jest najśmieszniejsze? Że najprawdopodobniej już dawno o mnie zapomniał, a ja o nim próbuję, ale się nie da. To jest coś strasznego. To uczucie jest przytłaczające. Dzisiaj był jakiś taki nieobecny w szkole. Jego wzrok był pusty, niewyrażający żadnego uczucia. Zawsze tryskał energią i się uśmiechał, a teraz? Trzymał się na uboczu przy swoich przyjaciołach. Gdy na niego spojrzałam niestety on tez patrzył w tedy na mnie. Wzrok pusty, nic nie wyrażający. Zawsze się uśmiechał i chodził radosny, a dzisiaj raz się uśmiechnął i to lekko. Dlaczego to tak cholernie boli? Dlaczego wszystko nie może się poukładać? A wiesz co jest chyba najgorsze z najgorszych? To, że ja udaję, że nic się nie stało, a w rzeczywistości od środka cierpię. Nie wiem co robić, nie wiem co myśleć. Wiem jedno, jeżeli nadal będę go tak mijać na korytarzu to za którymś razem po prostu się rozpłaczę, albo, no właśnie co zrobię? Przytulę się do niego, powiem jak to bardzo jest mi trudno zapomnieć? Te pytania chodzą mi po głowie od jakiś 2 godzin, i jakoś nie potrafią znaleźć drogi powrotnej, albo po prostu nie mają znaleźć drogi powrotnej? Tego nie wiem i nie wiem czy mam się dowiedzieć. Jest mi ciężko, i to bardzo. To co mnie kiedyś z nim, łączyło? Ale czy to tak można nazwać? Niby kiedyś potrafiłam dla niego zrobić wszystko, byłam tak szaleńczo zakochana, że nie widziałam jego prawdziwej twarzy, którą skrywał pod swoją maską. Wydawało się, że nic nie potrafi zniszczyć tego co do niego czuję, a rzeczywistość była inna. Dało się zniszczyć tą silną więź jaką go darzyłam. A kto ją zniszczył? Właśnie on jednym gestem, jednym słowem. Nagle czar prysł. Uczucie jakim go darzyłam znikło w ułamku sekundy, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wtedy nie liczyło się nic innego jak tylko ON, a raczej nienawiść jaka się pojawiła we mnie. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Niby nic mi nie powiedział wprost, ale wystarczy to, że powiedział komuś innemu. Dlaczego nie miał na tyle odwagi by powiedzieć mi to wprost? Dlaczego musiałam się o tym dowiadywać od osoby trzeciej? Wtedy byłam zdolna do wszystkiego. Mogłam zniszczyć wszystko co napotkałam na swojej drodze. W jednej chwili wszystko mi się zawaliło. Wszystko to co wydawało mi się za piękne i cudowne przerodziło się w różę z cierniami, ale teraz znowu jest tak jak było. Zapomnieć nigdy nie jest łatwo, ale żeby aż tak trudno. Dzisiaj mija kolejny dzień, w którym się na niego patrzę. Czasami chciałabym bym czytać w myślach. Nie wiem co on o mnie myśli i to mnie przytłacza. Czy byłaby jakaś nadzieja?, ale zresztą o czym ja myślę. Przecież go nienawidzę, ale jednocześnie kocham. Czy to w ogóle możliwe? W ogóle co to jest miłość? To uczucie, które daje drugiej osobie radość, to poczucie bezpieczeństwa. A ja co czuje? Nic i to jest najgorsze. Zaraz, zaraz, ile ja już tak o nim myślę? Coś jest nie tak. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że ON i jego przyjaciele się na mnie patrzą. Super. Ciekawe ile się na niego tak lampię. Ale chwila? Czy on się na mnie patrzy? Nie to niemożliwe. Patrzę w lewo. Każdy zajęty jest swoimi rozmowami. Znowu patrzę na niego. Nie, teraz już jestem pewna. Patrzy się na mnie, ale coś jest w jego wzroku nie tak. Jest pusty czyli taki jaki ostatnio u niego często widuję. Nie wyraża nic. Wtedy jego oczy są takie wyjątkowe. Błękitne, ale wyblakłe, nie wyrażające żadnego uczucia. Coś spływa po moim policzku. To słona łza, jedna z niewielu, które wylewam przez dzień. Dlaczego ta miłość tak cholernie boli? Nie wiem czy kiedyś się dowiem...”
17 listopada 2013
Każdy twój gest bolał mnie od środka. Jak rozmawiałeś z jakąś dziewczyną wszystko mnie do środka rwało. Nie potrafiłam już tak dłużej funkcjonować. Nie potrafiłam i nie chciałam. Nigdy nie miałam ci odwagi powiedzieć co tak naprawdę do ciebie czułam. Nienawidziłam cię, ale jednocześnie bardzo kochałam. Czułam się jak narkomanka, a ty byłeś moim narkotykiem. Już wiele razy próbowałam z tobą skończyć, ale nie potrafiłam, ponieważ przyciągałeś mnie jak magnez o czym sam nie wiedziałeś, może to i dobrze. Niestety, ale teraz jest inaczej. Nie potrafiłam skończyć z nałogiem czyli z tobą, ale skończyłam z jednym czyli z sobą. Nie potrafiłam i nie chciałam już dłużej tego ukrywać. Pewnie teraz jak będziesz to czytał mnie już nie będzie. Chce żebyś wiedział, że cię kochałam i już zawsze będę. Proszę cię obiecaj mi jedno. Pamiętaj o mnie...

Po raz ostatni...


Jego ciałem zawładnął mrok. Nie kontroluje swojego zachowania. Wzrok pusty niczym biała kartka papieru, nic nie zawierająca, brzydka i naga bez swojego przesłania. Po tym gdy odeszła wszystko przestało się dla niego liczyć. Sny mamy każdego dnia, a dla niego w tych snach liczy się tylko ONA, bo to ona jest jego każdym dniem. ON widzi ją tylko w snach, a ona widzi go codziennie, ale on o tym nie wie. Po tym gdy odeszła, nie funkcjonuje normalnie. Każda sekunda przeżyta bez niej jest dla niego, jak najgorsze tortury. Tęskni, i to bardzo. Stara się byś silny, ale nie potrafi. To, że ją stracił było jak najgorsza kara, która mu się przytrafiła. Nie potrafił zrozumieć czemu go zostawiła. Obwiniał się za to. Samo obwinianie mu już nie wystarczało. Sięgnął po mocniejsze metody. Zaczął brać. ONA też była jego narkotykiem, ale jej już tutaj nie ma. Nie potrafi go już uratować. Zatracał się już coraz bardziej. Każdego dnia, we wszystkich miejscach widział ją. JEJ oczy, JEJ uśmiech. Widział Ją, taką jaką zapamiętał. Narkotyki mu już nie wystarczały, ale nie wiedział co jeszcze może zrobić. Zawsze chodził na dach opustoszałego bloku. Tam mógł spokojnie pomyśleć, nad wszystkim, Tam zrzucał ciężką pelerynę zwaną życiem. Tam starał się uspokajać. To tam cała rzeczywistość przestawała istnieć. Liczyła się tylko pustka jaka w nim panowała. Wypełniał ją narkotykami i alkoholem. Nie wiedział co robi. Był zagubiony. W myślach ciągle miał tylko jedno słowo, które wciąż zapisywał na kartkach, wykrzykiwał je światu, i nie mógł o nim nigdy zapomnieć. Mianowicie było to JEJ imię, idealnie pasujące do jego imienia. Był opętany stanem zwanym miłością. Staną na krawędzi budynku i czekał. Czekał na to co się stanie. W końcu skoczył i upadł, ale jego dusza, pozostawała wciąż żywa. JEJ anioł przybył po jego duszę, by na wieczność połączyć się ze sobą. Był za młody by wiedzieć co to wieczność, ale na tyle dojrzały by wiedzieć co to miłość, która poprowadziła go do śmierci, ale dzięki tej śmierci znowu mógł być przy niej. Tym razem nic im nie przeszkadzało. Nie było żadnej bariery pomiędzy światem żywych, a martwych. Byli ONI. Ryzykując wszystko znowu byli razem i nic im nie mogło w tym przeszkodzić. Ich miłość pomimo wszystkich przeciw wskazań świata żywych, znalazła miejsce w świecie zmarłych, tam gdzie wszystko zmienia się na lepsze. Bo dzięki tej rozłące ich miłość stała się silniejsza, nierozrywalna. Udało im się połączyć, ale nie na chwilę, tylko na wieczność, i nie do skończenia świata, tylko jeszcze dłużej.



Bo miłość dla wszystkich jest czymś wyjątkowa. Niezależnie od tego, jak bardzo by się chciało, nie da się od niej uciec. Nie ważne jak bardzo byśmy chcieli chcieli pozostawiać wrażenie nieczułych na miłość, ona zawsze znajdzie w naszych sercach, jakiś kawałek pustego miejsca, nie zamienionego w kawałek lodu, który czeka na tą miłość. Chociaż nie zawsze jesteśmy na nią gotowi, wpuśćmy ją do naszego serca, bo dopiero wtedy poczujemy jak bardzo samotni byliśmy, ukrywając siebie, za za czapką niewidką, która w końcu, sama z nas spadnie i pokaże co przez długi czas ukrywała pod swoją odsłoną... 

Teraz

Dzisiaj jest taki dzień, kiedy mam załamke, zastanawiam się nad sensem wszystkiego. Zastanawiam się nad całym sensem istnienia, na wszystkim co jest, na wszystkim co było i co będzie. Staram się opanować emocje, ale nie potrafię po prostu siedzę i płaczę, bo przynajmniej nie boje się okazywać uczuć. Dzisiaj jest taki dzień, kiedy nie potrafię się skupić na konkretnej rzeczy. Myślę, że nie tylko ja tak mam, i że wiele z was ma tak również, dlatego dzisiaj postanowiłam zamieścić tutaj moje opowiadanie. Każde opowiadanie, niektóre myśli, ciekawe cytaty będą tutaj już regularnie dodawane i własnie od dzisiaj chce zacząć. To będzie mój blog, z moimi przeżyciami, z moimi odczuciami, po prostu chce wam przekazać cząstkę siebie i chcę odkrywać siebie na nowo, nie tylko wy mnie, ale ja również sama siebie.

czwartek, 24 października 2013

Hej

Cześć. Założyłam tego bloga, bo chciałam mieć swoje takie miejsce, w którym pisałabym o tym co chce, kiedy chce, i mogłabym się podzielić swoimi emocjami. Mam nadzieję, że ten blog będzie taki jaki bym chciała :)