Pioruny. Niby powodują
wiele złego, niby się ich nie lubi, ale pioruny odzwierciedlają to
co dzieje się w naszym życiu. Z piorunami towarzyszy burza. Grzmoty
i ciemność opanowują całe otoczenie. Pogrążamy się w mroku.
Często obserwujemy pioruny. To tak samo jakbyśmy obserwowali nasze
życie. Byli widzami, zamiast odgrywać główną rolę schowaliśmy
się w cień, daleko w głęboki kąt. Wolimy się zamknąć w
najgłębszej otchłani, najgłębszym zakątku naszych najskrytszych
pragnień, marzeń. Tam staramy się zapomnieć o otaczającym nas
świecie. Zagłębiamy się w przeszłości, zapominając,o
teraźniejszości. Nie chcemy pamiętać o chwili, ponieważ, wolimy
cierpieć. Na siłę przypominamy sobie te wszystkie złe chwile,
wspominamy to jak bardzo czuliśmy się skrzywdzeni. Zamiast od tego
uciec zatracamy się w tym. Nie ma dla nas ratunku...
Zapukałam uśmiechnięta
do drzwi. Otworzyła mi je bardzo miła kobieta. Weszłam dalej i
pobiegłam na górę po schodach. Weszłam do pokoju, tego pokoju
gdzie wszystko się zaczęło. Dotknęłam klamki i weszłam nie
myśląc o konsekwencjach tego czynu. Za drzwiami stał on i ona.
Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy, zamiast niego pojawiły
się łzy. Co mogłam zrobić? Uciekłam. Zbiegłam z powrotem na
dół. Wybiegłam z jego domu. Za sobą usłyszałam głos. Jego
głos, który krzyczał moje imię, nie odwracałam się, biegłam
dalej, ale w pewnej chwili poczułam jak ktoś dotyka mojej ręki.
Odwróciłam się i patrzyłam prosto w jego błękitne oczy.
Próbował mi wyjaśniać, ale ja nie potrafiłam słuchać. W końcu
wyswobodziłam się. Biegłam dalej przed siebie. Zatrzymałam się
na łące. Upadłam na trawie i zaczęłam płakać. Zwinęłam się
w kłębek. Otaczały mnie drzewa i głucha cicha, która wydawała
się moim najlepszym przyjacielem w tamtym momencie. Siedziałam tak
przez długi czas opierając się o pień drzewa. Wszystko co
dotychczas miałam znikłam, nie było już nas, nie było już mnie
i jego, od tamtej chwili zostałam już tylko ja...
„Ukradłeś
miłość, którą uratowałam dla siebie
I obserwowałam jak dajesz ją komuś innemu,
Ale tych blizn, już nie mogę ukryć,
Znalazłam światło, które zamykasz wewnątrz,
Nie możesz mnie pokochać, jeżeli już próbowałeś”
I obserwowałam jak dajesz ją komuś innemu,
Ale tych blizn, już nie mogę ukryć,
Znalazłam światło, które zamykasz wewnątrz,
Nie możesz mnie pokochać, jeżeli już próbowałeś”
Od
tamtej pory minęło już rok. Myślałam, że go nienawidzę,
myślałam, że już wszystko między nami jest skończone, ale
niestety myliłam się. Miłość jest jak bumerang. Pewnego
razu go wyrzucimy, a on nie wraca. Na początku go nam brakuje, ale
później zapominamy, ale jak pewnego razu wyjdziemy na tą samą
polanę, wszystkie wspomnienia wrócą. Będziesz przechodziła koło
tamtego miejsca i znajdziesz go. Będzie zakurzony, brudny i stary,
ale i tak weźmiesz go z powrotem, ze względu na wspomnienia. Od
tamtego dnia starałam się funkcjonować normalnie. Na początku to
mi wychodziło, ale zawsze wspomnienia wracały. W końcu przestały
wracać. Przez długi czas myślałam, że wszystko między nami jest
skończone, ale potem każdy jego gest, każdy jego ruch, każdy jego
uśmiech przyprawiały mnie o zawrót głowy. Stało się coś czego
bardzo nie chciałam. Na nowo się w nim zakochałam. Próbowałam ze
wszystkich sił spróbować się odkochać, ale nie potrafiłam.
Zawładnął całym moim umysłem, wszędzie widziała tylko jego.
Tak strasznie tego nie chciałam. Gdy przechodziłam koło jego domu,
zatrzymałam się. Był taki sam jak rok temu. Nic się tu nie
zmieniło. Zamknęłam oczy. Wszystko powróciło. Lepszy jak i te
gorsze chwile. Byłam tam ja i on. Uśmiechnięci, cieszący się
życiem, ale za chwilę pojawiła się kłótnia. Poczułam jak łzy
lecą mi po policzkach. Otworzyłam oczy. Ręką otarłam łzy i
poszłam dalej. Nie chciałam tam już wracać. Nigdy patrzenie w
przeszłość nie było dla mnie miłe. Każdy mój przyjaciel mówił
mi po co to roztrząsam, w końcu mnie zranił. Przy nich udawałam,
że jest dla mnie nikim, zerem, które się zabawiło moimi
uczuciami, ale rzeczywistość była inna. Udawałam silną, ale taka
nie byłam. Przy wszystkich byłam uśmiechnięta, ale gdy nikt nie
widział, to płakałam, czasami po kilka godzin. Każdy myślał, że
jestem szczęśliwa, ale taka nie byłam. Szczęśliwa to ja byłam z
nim, ale już nie jestem. Starałam się jak najdalej odrzucać myśl
o tym, że go nadal kocham. Starałam się ukryć to gdzieś w moim
sercu, i zamknąć. Gdy przechodziłam koło niego wszystkie
wspomnienia wracały, ale musiałam być silna chociaż nie chciałam.
Gdy pewnego razu chciałam podejść i powiedzieć mu o wszystkim,
zobaczyłam go, ale nie był sam. Był z nią. Uśmiechnięci i tak
jakby szczęśliwi. Wtedy byłam zdania, że miłość sama zniknie,
że zamknięcie jej już mi nie będzie potrzebne, ale niestety.
Jeden jego uśmiech i wszystko znowu powróciło, chociaż nie
powinno. To nie my dyktujemy warunki tylko nasze serce.
A
co ci serce mówi?
- Dlaczego mam słuchać serca?- zapytał oburzony.
- Bo nie uciszysz go nigdy. I nawet gdybyś udawał, że nie słyszysz, o czym mówi, nadal będzie biło w twojej piersi i nie przestanie powtarzać ci tego, co myśli o życiu i świecie
- Dlaczego mam słuchać serca?- zapytał oburzony.
- Bo nie uciszysz go nigdy. I nawet gdybyś udawał, że nie słyszysz, o czym mówi, nadal będzie biło w twojej piersi i nie przestanie powtarzać ci tego, co myśli o życiu i świecie
Wcale
nie jestem silna, jestem słaba, delikatna jak porcelana. Bardzo
łatwo mnie zranić. Praktycznie nikt o tym nie wie, ale ja nie chce
by ktoś wiedział. Przez niego stałam się wrakiem człowieka. Nie
potrafiłam się pozbierać przez długi okres czasu. Potrafiłam nic
nie jeść, do nikogo się nie odzywać. Nikt nie widział tego jak
mnie zniszczył. Moi rodzice zauważyli, że przestałam jeść. Na
siłę „wpychali” we mnie jedzenie. Oczywiście jadłam wszystko,
ale potem zamykałam się w łazience i chyba wiadomo co się działo.
Popadłam w bulimię. Nikt o tym nie wiedział. Nie chciałam by
ktokolwiek o tym się dowiedział. Byłam nieotwartą księgą, która
na każdej stronie skrywała nową tajemnicę. Do pewnego czasu udało
mi się ukrywać moją bulimię, ale do pewnego czasu. Byłam
wtedy w szkole. Mieliśmy wf. Graliśmy w siatkówkę, którą tak
strasznie kochałam. W pewnej chwili zasłabłam. Upadłam na
podłogę. Koło mnie od razu pojawili się wszyscy. Patrzyłam na
nimi przymglonymi oczyma. Pamiętam jak ktoś coś do mnie mówił,
ale ja już nic nie słyszałam. Powoli zaczynałam tracić jaką kol
wiek świadomość tego co się dzieje wokół mnie. Ostatni raz
spojrzałam na wszystkich i zamknęłam oczy. Obudziłam się w
jakimś innym świecie. Coraz bardziej zbliżałam się do światła,
które było tam w oddali. Byłam coraz bliżej drzwi i gdy już
wyciągnęłam rękę by je otworzyć wszystko znikło. Byłam w
czarnym pomieszczeniu gdzie jedynym oświetleniem była lampa, która
stała na małym okrągłym stoliku. Usiadłam koło tego stolika.
Nogi podkuliłam do brody i czekałam na to co się wydarzy. Wtedy
otworzyłam oczy. Byłam w białym pomieszczeniu. Byłam podpięta do
miliona małych kabelków. Otaczały mnie osoby w różnym wieku w
białych fartuchach. Domyśliłam się, że jestem w szpitalu.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam. Lekarze mówili, że
w moim stanie to normalne. Na krzesłach koło mnie siedzieli moi
rodzice. Na to wspomnienie łzy momentalnie popłynęły mi po
policzku. Szybko je otarłam. Ludzie nie wierzą w śmierć
kliniczną, ja też nie wierzyłam, póki sama jej nie doświadczyłam.
Umarłam. Gdy już miałam być na tamtym świecie coś pociągnęło
mnie w dół. Byłam już martwa, ale przeżyłam, ale dlaczego?
Przez niego znalazłam się w tym szpitalu. Przez niego prawie nie
umarłam. Doprowadził mnie do takiego stanu, w którym nigdy nie
chciałam być. Doprowadził mnie do uzależnienia od niego samego. W
ogóle co to znaczy miłość? To relacja pomiędzy dwojgiem ludzi
budująca się na zaufaniu, to piękne uczucie odwzajemnienie przez
obie strony, to 2 dusze połączone w jedną całość, bo bez siebie
nic nie znaczą. Tak zawsze definiowałam miłość, ale teraz wiele
się zmieniło bo przede wszystkim miłość to pasma nieszczęść,
gdzie idziemy i upadamy, i gdy myślimy, że upadliśmy na samo dno,
to ta miłość przyjdzie i będzie nas próbowała uratować,
chociaż, nie wiem jak bardzo byśmy się jej wypierali ona będzie w
naszych sercach. Każde zdarzenie uczy człowieka. Mnie zdrada
nauczyła tego, że nie wszystko jest usłane różami, że wystarczy
jeden ruch i wszystko może się posypać drobny mak. Bulimia
nauczyła mnie tego, że gdy jesteśmy na skraju rozpaczy nigdy nie
powinniśmy przestawać walczyć bo wszystko może skończyć
się
inaczej, a kliniczna śmierć nauczyła mnie starania się cieszyć
każdą chwilą, nie tylko tą dobrą, ale również tą złą.
Nie
wiem na czym stoję
będąc gdzieś na uboczu
zmęczona ciągłym czekaniem
Czekam tu, w kolejce
z nadzieją że jeszcze znajdę
to co tak ścigam
będąc gdzieś na uboczu
zmęczona ciągłym czekaniem
Czekam tu, w kolejce
z nadzieją że jeszcze znajdę
to co tak ścigam
Bo
wszystko nie dzieje się po nic. Każde wydarzenie ma nam dać pewien
morał życiowy. Każdy z nas ma taką własną księgę gdzie każde
wydarzenie piszemy my. Mimo wiele przeciwności losu, to my jesteśmy
autorami, a nie ktoś inny. Każdy z nas ma własne życie. Każdy z
nas na wszelkie sposoby próbuje to życie doskonalić, ale te
doskonałości czasami są naszymi największymi wadami. Każdy
próbuje te wady zakryć niewidzialną chustą, ale w końcu te wady
same wychodzą. Nie jesteśmy w stanie określić tylko kiedy.